30 stycznia 2025
30 stycznia 2025
To jest element tekstowy. Kliknij ten element dwukrotnie, aby edytować tekst. Możesz też dowolnie zmieniać rozmiar i położenie tego elementu oraz wszelkie parametry wliczając w to tło, obramowanie i wiele innych.
Tajlandia - spełnienie mojego podróżniczego marzenia..
Tajlandia zawsze była dla mnie czymś więcej niż tylko krajem na mapie. Od lat żyła w mojej wyobraźni jako miejsce pełne magii, kolorów i ciepła. To była jedna z tych destynacji, o których marzy się bez końca, przewijając zdjęcia, czytając relacje innych i układając w głowie własny obraz - coraz bardziej wyidealizowany, coraz bardziej mój.
Zanim postawiłam tam pierwszy krok, byłam już zakochana. Tajlandia oczarowała mnie zanim ją poznałam, a to uczucie tylko rosło z każdym dniem. To miejsce, które przyciąga jak magnes. Czasem trudno nawet powiedzieć dlaczego - czy to przez ludzi, którzy zdają się uśmiechać oczami, czy przez kulturę tak inną, a jednocześnie tak wciągającą. Jest w niej coś, co koi duszę i jednocześnie budzi w niej zachwyt.
Tajlandia to dla mnie nie tylko kierunek podróży. To marzenie, które długo dojrzewało, aż w końcu zamieniło się w rzeczywistość. Wiem jedno - ta podróż to nie był przypadek - to było moje serce, które od dawna wiedziało, dokąd chce iść.
Spędziłam tam trzy tygodnie - najpiękniejsze, najbardziej intensywne i pełne zachwytu. Przemierzyłam ją od północy aż po samo południe, od świątyń, aż po rajskie plaże z piaskiem jak mąka i wodą tak przejrzystą, że trudno w to uwierzyć. Każde miejsce było jak osobna historia - inne, ale wszystkie łączyło jedno - przygoda i wolność.
Codzienność tam była czymś zupełnie nowym. Przejazdy tuk tukiem - chaotyczne, głośne, ale pełne uroku. Taki lokalny rytm, którego szybko się uczysz i którego potem zaczyna Ci brakować. A jedzenie.. to temat rzeka. Tajska kuchnia to uczta dla zmysłów. Aromaty, przyprawy, świeże składniki - wszystko tam smakuje intensywniej, bardziej. Na ulicznych straganach można było spróbować wszystkiego - od pad thaia, przez moje ulubione mango sticky rise, po rzeczy, które wymykały się jakimkolwiek opisom.
Choć odwiedziłam wiele miejsc, to w Tajlandii bez wątpienia można poczuć, że podróż może być czymś więcej niż przemieszczaniem się. Może być doświadczeniem, które zmienia coś w środku.
To była podróż życia. I choć minęła, to wciąż ją czuję - bardzo, bardzo mocno.
To jest element tekstowy. Kliknij ten element dwukrotnie, aby edytować tekst. Możesz też dowolnie zmieniać rozmiar i położenie tego elementu oraz wszelkie parametry wliczając w to tło, obramowanie i wiele innych.
Są miejsca, których nie da się porównać z żadnym innym. To bez wątpienia jedno z takich miejsc - Biała Świątynia w Chiang Rai. To nie jest typowa świątynia. To raczej artystyczna wizja, szaleństwo wyobraźni, które przybrało realny kształt. Cała w bieli, niemal lśniąca w słońcu, wygląda jak ze snu, albo z jakiejś baśni. Wejście do świątyni prowadzi przez most nad morzem wyciągniętych dłoni - symbol ludzkich pragnień, pożądania, egoizmu. Żeby dostać się do "czystego" miejsca, trzeba ten świat porzucić, zostawić go za sobą. To mocne, nawet trochę niepokojące. Ale dzięki temu wizyta tam nie jest tylko "ładna", jest także głęboka i poruszająca.
To jest element tekstowy. Kliknij ten element dwukrotnie, aby edytować tekst. Możesz też dowolnie zmieniać rozmiar i położenie tego elementu oraz wszelkie parametry wliczając w to tło, obramowanie i wiele innych.
To jest element tekstowy. Kliknij ten element dwukrotnie, aby edytować tekst. Możesz też dowolnie zmieniać rozmiar i położenie tego elementu oraz wszelkie parametry wliczając w to tło, obramowanie i wiele innych.
To tak zwana Błękitna Świątynia. Już z daleka widać jej intensywny, głęboki błękit - kolor, który nie jest tylko tłem, ale niemal gra pierwsze skrzypce. Połączenie niebieskiego ze złotymi detalami daje niesamowity efekt. W środku panuje cisza - bardziej kojąca niż przytłaczająca. Na tle błękitnych ścian siedzi ogromny, śnieżnobiały posąg Buddy. Ciekawostką jest to, że świątynia została zaprojektowana przez ucznia tego samego artysty, który stworzył Białą Świątynię.
To jest element tekstowy. Kliknij ten element dwukrotnie, aby edytować tekst. Możesz też dowolnie zmieniać rozmiar i położenie tego elementu oraz wszelkie parametry wliczając w to tło, obramowanie i wiele innych.
To miejsce trzeba zobaczyć - choćby tylko po to, by poczuć ten inny, gęstszy puls miasta. Kiedy tam weszłam miałam wrażenie, że znalazłam się w zupełnie nowym świecie - głośniejszym, bardziej intensywnym, bardziej... wszystko. Z jednej strony - hałas, zgiełk, ulice zatłoczone tuk tukami, motocyklami i ludźmi. Z drugiej - zapachy, kolory i energia. Tutaj wszystko żyje: od neonów migoczących nad głowami, po parujące gary z jedzeniem ustawione wzdłuż wąskich chodników. To prawdziwa uczta dla zmysłów, choć bez wątpienia momentami może przytłoczyć. Chinatown to raj dla fanów street foodu - krewetki wielkości dłoni, grillowane kalmary, słodko-lepki kurczak, pierożki, zupy. To miejsce, które męczy, karmi, zachwyca i przytłacza - często jednocześnie - ale to właśnie dlatego zostaje w pamięci na długo.
To jest element tekstowy. Kliknij ten element dwukrotnie, aby edytować tekst. Możesz też dowolnie zmieniać rozmiar i położenie tego elementu oraz wszelkie parametry wliczając w to tło, obramowanie i wiele innych.
Moja wizyta w Wat Pho była wyjątkowa, bo... odwiedziłam ją w tradycyjnym tajskim stroju. To był piękny, kobiecy, pełen detali ubiór, który sprawił, że poczułam się jak tajska księżniczka. Wracając jednak do świątyni - największe wrażenie zrobił oczywiście ogromny leżący Budda - 46 metrów spokoju, łagodności i duchowej ciszy.
To jest element tekstowy. Kliknij ten element dwukrotnie, aby edytować tekst. Możesz też dowolnie zmieniać rozmiar i położenie tego elementu oraz wszelkie parametry wliczając w to tło, obramowanie i wiele innych.
To bez wątpienia jedno z miejsc, które najbardziej mnie poruszyło. To wioska kobiet z plemienia Karen, znanych powszechnie jako "kobiety o długich szyjach". Zanim tam dotarłam znałam ten obraz tylko ze zdjęć, jednak na żywo to wszystko wygląda zupełnie inaczej. Bardziej realnie. Bardziej boleśnie. Wioska to dziś atrakcja turystyczna - miejsce, do którego przyjeżdżają tłumy, by zrobić zdjęcie, kupić pamiątkę, zobaczyć coś "egzotycznego". Ale za tym wizerunkiem kryją się historie, które trudno zignorować. Kobiety, które od najmłodszych lat noszą obręcze, robią to nie tylko z powodu tradycji, ale też dlatego, że stało się to ich sposobem na życie. Często nie mają obywatelstwa tajskiego, nie mają możliwości pracy poza wioską. Ich wizerunek stał się towarem. Chociaż były uśmiechnięte i otwarte, czułam w tym wszystkim jakiś cień. Czułam, że to nie jest ich wybór w pełnym tego słowa znaczeniu. To życie w złotej klatce - dosłownie i w przenośni. To miejsce pokazuje, jak cienka jest granica między "ciekawością świata" a jego uprzedmiotowieniem. I choć jestem wdzięczna, że mogłam tam być - wiem, że to nie była turystyka jaką kocham. To było spotkanie z czymś prawdziwym, bolesnym.
To jest element tekstowy. Kliknij ten element dwukrotnie, aby edytować tekst. Możesz też dowolnie zmieniać rozmiar i położenie tego elementu oraz wszelkie parametry wliczając w to tło, obramowanie i wiele innych.
Zielone serce południowej Tajlandii, ukryte między wapiennymi klifami, lasem deszczowym i turkusową wodą jeziora Cheow Lan. Już sama droga do parku była przygodą, ale dopiero gdy wsiedliśmy na łódź i zaczęliśmy płynąć po jeziorze między górami wyrastającymi prosto z wody, zrozumiałam, że jestem w absolutnie wyjątkowym miejscu. Po dość burzliwej przeprawie nadszedł wreszcie ten moment - nasza przystań. Małe, drewniane domki unoszące się spokojnie na wodzie. To właśnie tam spędziłam noc. Bez zasięgu, w ciszy, za to z widokiem, który wyglądał jak z filmu. Każdy domek miał bezpośrednie zejście do wody. Można było wskoczyć do wody prosto z tarasu lub wynająć kajak. Nie ma tam luksusów, ale w pakiecie otrzymujesz kontakt z naturą, który działa jak reset dla ciała i głowy. Sam park to nie tylko jezioro - skorzystałam również z wędrówki przez gęsty las deszczowy.
To jest element tekstowy. Kliknij ten element dwukrotnie, aby edytować tekst. Możesz też dowolnie zmieniać rozmiar i położenie tego elementu oraz wszelkie parametry wliczając w to tło, obramowanie i wiele innych.
Phuket był jednym z tych miejsc, o których tyle się słyszy, że człowiek nie do końca wie, czego się spodziewać. Z jednej strony tropikalna wyspa z pięknymi plażami, z drugiej - tłum, hałas i wszystko to, co przyciąga masową turystykę. Dla mnie Phuket był intensywny. Głośny, kolorowy, żywy - zwłaszcza na Patong. To nie jest miejsce dla osób, które szukają ciszy i samotności. Wieczorem Bangla Road zamienia się w imprezową stolicę Tajlandii. Światła neonów, głośna muzyka, bary, kluby i uliczne show (oraz słynne ping pong show.. cóż mam napisać.. byłam, widziałam, chcę zapomnieć :D ). Można to kochać albo mieć dość - na pewno nie da się przejść obojętnie.
To jest element tekstowy. Kliknij ten element dwukrotnie, aby edytować tekst. Możesz też dowolnie zmieniać rozmiar i położenie tego elementu oraz wszelkie parametry wliczając w to tło, obramowanie i wiele innych.
To miejsce, które nie tylko pokazuje słonie z bliska, ale przede wszystkim pozwala zrozumieć jak powinniśmy je traktować. To nie był klasyczny "elephant show", nie było przejażdżek, nie było sztuczek. I całe szczęście. Tutaj słonie nie pracują dla ludzi - one po prostu żyją, odpoczywają, taplają się w błocie i... są sobą. A my, odwiedzający, możemy po prostu być z nimi - z szacunkiem. Czuć było, że to miejsce stworzone z miłości. Opiekunowie znają każde zwierzę, jego historię, potrzeby. Wiele z tych słoni zostało uratowanych z trudnych warunków - z cyrków, z ciężkiej pracy w przemyśle turystycznym, z miejsc, gdzie nie miały żadnej wolności. A tu - odzyskały spokój. Potężne ciała, a przy tym łagodne spojrzenia, spokojne ruchy. Mogłam je karmić, obserwować jak się bawią, jak same wybierają gdzie chcą pójść. To było piękne - bez pośpiechu, bez presji, bez niczyjego show. To miejsce uczy, że prawdziwy kontakt ze zwierzęciem nie potrzebuje fajerwerków. Wystarczy być. Obserwować.
To jest element tekstowy. Kliknij ten element dwukrotnie, aby edytować tekst. Możesz też dowolnie zmieniać rozmiar i położenie tego elementu oraz wszelkie parametry wliczając w to tło, obramowanie i wiele innych.
Bielutki piasek, krystaliczna woda, charakterystyczne granitowe skały. Pod wodą dzieje się jeszcze więcej - rafa koralowa, kolorowe rybki, ponoć można spotkać i żółwie. Jest też charakterystyczna skała, tzw. Sail Rock, na którą można się wspiąć i zobaczyć z góry ten nieprawdopodobny błękit otaczający wyspy (poniższe zdjęcie jest zrobione właśnie z tego miejsca).
To jest element tekstowy. Kliknij ten element dwukrotnie, aby edytować tekst. Możesz też dowolnie zmieniać rozmiar i położenie tego elementu oraz wszelkie parametry wliczając w to tło, obramowanie i wiele innych.
Mała wyspa na południu Tajlandii, gdzie nie ma dróg, nie ma samochodów, nie ma hałasu.. i właśnie dlatego jest taka magiczna. Już sama podróż tam była jak wyprawa na koniec świata - najpierw łódź, potem kolejna, aż w końcu biel piasku, turkus wody. I cisza. Na Ko Ngai wszystko dzieje się wolniej. Cała plaża rozciąga się wzdłuż jednej strony wyspy. Nie ma tu imprez, nie ma głośnych klubów. Wieczorem słychać tylko cykady, szum palm i delikatne rozmowy przy świecach w małych restauracjach przy plaży. To tutaj poznałyśmy lokalnego artystę, który tworzył niesamowite rysunki, to tutaj wieczorem można było posłuchać gry na gitarze. To wyspa dla tych, którzy chcą się wyłączyć - odpocząć naprawdę, bez bodźców. To miejsce, do którego chce się wracać myślami, gdy świat znów zaczyna za głośno krzyczeć.
To jest element tekstowy. Kliknij ten element dwukrotnie, aby edytować tekst. Możesz też dowolnie zmieniać rozmiar i położenie tego elementu oraz wszelkie parametry wliczając w to tło, obramowanie i wiele innych.
Niewielka kropka na mapie Tajlandii, którą można obejść pieszo w godzinę. Wyspa ma w sobie coś z raju, ale takiego bez przesady - nie plastikowego, tylko ciepłego, autentycznego. Sunrise Beach, gdzie dzień zaczyna się w ciszy, Pattaya Beach, bardziej ruchliwa, tętniąca życiem i kolorami łodzi, Sunset Beach, idealna na wieczorne "nicnierobienie". Mimo, ze Koh Lipe jest coraz bardziej znana, wciąż zachowała ten swój kameralny charakter. Są tu proste bungalowy i klimatyczne knajpki na plaży. Wieczorami wyspa budzi się do życia wzdłuż Walking Street - niewielkiej, ale uroczej uliczki pełenej zapachów, street foodu i gwaru rozmów z całego świata. I to również tutaj zdecydowałam się na zrobienie tatuażu metodą handpoke. Ciekawe doświadczenie ;)
To jest element tekstowy. Kliknij ten element dwukrotnie, aby edytować tekst. Możesz też dowolnie zmieniać rozmiar i położenie tego elementu oraz wszelkie parametry wliczając w to tło, obramowanie i wiele innych.
To świątynia zupełnie inna niż pozostałe. Skromna i cicha. Jakby nie potrzebowała krzyczeć, żeby zostać zauważoną. To wciąż aktywnie funkcjonujący klasztor, co czuć w atmosferze - duchowej, niepodrasowanej pod zdjęcia z Instagrama. W centrum kompleksu znajduje się główna sala ordynacyjna, w której znajduje się złocona figura Buddy. Spacerując po dziedzińcu, słysząc dźwięk dzwoneczków na wietrze, obserwując uważnych mnichów w pomarańczowych szatach, można na chwilę zapomnieć, że jest się w środku jednej z najbardziej zatłoczonych stolic świata.
To jest element tekstowy. Kliknij ten element dwukrotnie, aby edytować tekst. Możesz też dowolnie zmieniać rozmiar i położenie tego elementu oraz wszelkie parametry wliczając w to tło, obramowanie i wiele innych.
To jest element tekstowy. Kliknij ten element dwukrotnie, aby edytować tekst. Możesz też dowolnie zmieniać rozmiar i położenie tego elementu oraz wszelkie parametry wliczając w to tło, obramowanie i wiele innych.
Bilety lotnicze - lot Wiedeń - Pekin - Bangkok - Pekin - Wiedeń 2400zł
Loty wewnętrzne - Krabi-Bangkok 320zł Bangkok-Chiang Mai 270zł
Bilety do Wiednia - 86zł
Noclegi - 980zł
Nocny pociąg x2 - 220zł
Tatuaż - 200zł
Wycieczki + wejścia do świątyń - około 1000zł
Ubezpieczenie - 225zł
Pozostałe (jedzenie, tuk tuki, łódki, taxi, pamiątki, internet) - około 800zł
Łącznie - około 6500zł / 1os.
Bez wątpienia dało się taniej, ale oczywiście nigdy nie wiemy, czy uda się na wrócić do danego miejsca, dlatego starałyśmy się próbować wszystkiego na co miałyśmy ochotę. Dodatkowo jeśli kogoś nie interesują np świątynie to polecam od razu wybrać się na południe - my przejechałyśmy całą Tajlandię, by Pani Ula mogła spełnić swoje marzenie zobaczenia Białej Świątyni - i nie żałujemy oczywiście, ale wiem, że to nie dla każdego :)
Podróż nocnym pociągiem - bez wątpienia to ciekawe doświadczenie :D W dzień wagon przypomina zwykły przedział z siedzeniami ustawionymi naprzeciw siebie. Wieczorem jednak obsługa przekształca siedzenia w łóżka - dolne są przestronne, górne nieco węższe, ale nadal wygodne. Każde łóżko ma zasłonkę, światło do czytania i czystą pościel. Klimatyzacja działa sprawnie, czasem aż za dobrze, więc warto mieć coś cieplejszego do okrycia.
Wodny market - cały handel odbywa się na kanałach, a kupujący i sprzedający poruszają się małymi łódkami lub poruszają się wzdłuż brzegu, przyglądając się, co mają do zaoferowania handlarze. Należy się jednak liczyć z tym, że towar jest droższy niż w innych miejscach ;)
Jeśli chodzi o poruszanie po Tajlandii, to prócz tuk tuków często korzystałyśmy z aplikacji Grab. Trzeba jednak uważać, gdy podaje się lokalizację - najlepiej zaznaczyć pinezką na mapie i zrobić zdjęcie w pobliżu jakiego miejsca konkretnie się znajdujesz - bardzo często "przerzucało" miejsce odbioru np. na drugą stronę ulicy - było to problematyczne, gdy nie było przejścia a występowały cztery pasy jezdni ;)
Jeśli będziecie mieli przesiadkę w Pekinie, to koniecznie musicie zabrać coś cieplejszego do ubrania! Ludzie na lotnisku byli poprzykrywani kurtkami, kocami, mieli czapki a i tak na nadmiar ciepła nie narzekali.. Mimo tego, że było bardzo zimno na zewnątrz, to na lotnisku były włączone zimne nawiewy - to było najdłuższe 6h w moim życiu :D Wprawdzie lotnisko oferuje pokoiki z fotelami, w których jest ogrzewanie, ale pobyt w takim pokoiku kosztuje porównywalnie do doby w hotelu o wysokim standardzie ;)
Zakupy oczywiście najlepiej robić w słynnym 7-Eleven. Sklep można znaleźć prawie na każdym rogu, duży wybór, niskie ceny. Jeśli wybierzesz popularne tosty, to bez problemu Ci je podgrzeją. Tak samo z pysznym brownie - na ciepło smakuje lepiej ;) Kupisz tam również kartę SIM.
Koniecznie skorzystajcie z masażu w Tajlandii! Jest bardzo powszechny i dostępny niemal wszędzie - od luksusowych spa po proste salony przy ulicy - my właśnie z tych korzystałyśmy. Cena to około 20zł/30min. Ale musicie się przygotować, że to nie typowy relaksacyjny masaż :D Masażystka niejednokrotnie używa również łokci i kolan - momentami potrafi być boleśnie, ale jaką ulgę przynosi! :)
To jest element tekstowy. Kliknij ten element dwukrotnie, aby edytować tekst. Możesz też dowolnie zmieniać rozmiar i położenie tego elementu oraz wszelkie parametry wliczając w to tło, obramowanie i wiele innych.
Jeśli spodobał Ci się mój wpis, możesz postawić mi kawę :)